środa, 3 sierpnia 2016

Hoek van holland

Mam taką jazdę na tą piosenkę, że dam wam ją do przesłuchania, lepiej będzie się posta czytało!


Jestem wam choć trochę winna wyjaśnień co się ze mną działo podczas pierwszego miesiąca wakacji. Parę dni po zakończeniu roku, spakowałam walizkę i poleciałam samolotem do Holandii. Nawet nie chcielibyście widzieć mojego przerażenia, kiedy musiałam sama wszystko ogarnąć nie mają pojęcia co jest po czym, co gdzie jak i wgl. Na szczęście ludzi było dość dużo więc robiłam po prostu to co oni. Nie wyróżniając się lekko z tego malutkiego tłumu z lotniska w Eindhoven odebrał mnie wujek. 
Po przyjeździe do ich domu, później już także mojego, z uśmiechem na twarzy przywitała mnie ciocia. Pobyt tam minął mi tak nie ubłaganie szybko, że jeszcze dziś pamiętam jak się tam pakowałam. Mieszkałam w jak oni to nazywali "wsi", jednak nie wyglądała ta "wieś" jak nasza polska.. Tak na prawdę była to dzielnica potężnego miasta Rotterdam. Od razu kiedy tam przyjechałam zachwyciłam się ich architekturą, było tam wszystko począwszy od nowoczesnych metropolii po mniejsze urokliwe miasteczka. Niesamowite było dla mnie ile ludzi dziennie przewijało się na rowerach.. w końcu Holendrzy z tego słyną! Była tam każda rasa człowieka, można było wybierać co kto lubił. Narodziła się też tam moja miłość, mianowicie: syrop klonowy! Ojeju przez pierwszy tydzień jadłam tak słodkie śniadania, że nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić jak ja to pochłaniałam każdego dnia przez bity tydzień! Moje śniadanie wyglądało tak: chleb z podpiekacza do tego nutella i banan lub truskawki a na to syrop klonowy! Na szczęście już mi ten czas minął, ale do polski wróciłam z syropem klonowym! Dziękuję wujaszku :* Całkiem inne rzeczy niż tutaj w Polsce, inne podejście do życia, inny wystrój na ulicach, wszystko było inne i to pokochałam. Najlepsza była krajalnica do chleba w supermarkecie, którą mogłam sobie sama obsłużyć, nie będę wam o tym opowiadać, bo jak zwykle dałam plamę. xd Pamiętam jak ciocia na samym początku moich wakacji tam zabrała mnie na plażę. Pociągiem miałyśmy do plaży 10 minut więc na prawdę nie był to problem. Cieszyłam się jak głupia kiedy poczułam jak fale oblewają moje nogi. Nie wiem jak wy ale dla mnie morze ma specyficzny zapach, takiej wolności czy czegoś wy tym stylu.. Te 3 godziny na plaży uczyniły ze mnie silniejszego człowieka, mogłam odpocząć, przemyśleć  to całe zamieszanie, które miałam w głowie. Odpoczęłam i to bardzo. Dziękuję ciociu i wujku jeszcze raz. Będzie jeszcze dużo postów z Holandii, tam będę opowiadała bardziej szczegółowo o każdym wyjeździe. Do zobaczenia! NF










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz